Przejechałem ponad 100 km rowerem w 24h! Jak dobrze, że ekonomiczny izotonik był ze mną tudzież pęczek trytrytek.
Bez zbędnego owijania w bawełnę: domowy napój izotoniczny sprawdził się w 100% i mam wrażenie, że gdybym poił się czystą wodą, mógłbym nie zaliczyć tego małego osiągnięcia, jakim jest przejechanie 100 km jednego dnia. Upał był przeokropny, pociłem się na potęgę, wróciłem z poparzeniami słonecznymi i opalony w kratkę, ale warto było, tym bardziej że towarzyszyły mi 2 świetne osoby 🙂 W związku z powyższym garść przemyśleń.
Test ekonomicznego napoju izotonicznego
Napój o obniżonej osmolalności, na który przepis zamieszczałem w poprzednim wpisie, smakuje nie najgorzej. Z racji ogólnodostępności składników sporządziłem go w wersji z sodą oczyszczoną. Tego składnika obawiałem się najbardziej (dolegliwości gastryczne). Nic takiego nie wystąpiło. Niemały kłopot miałem też (i mam nadal) z glukozą spożywczą, ponieważ nie wiem, czy jest to glukoza bezwodna, czy monohydrat glukozy. Podejrzewam, że to drugie, ale ekonomiczny izotonik sporządziłem na wszelki wypadek z proporcji jak dla glukozy bezwodnej. Najwyżej był bardziej hipotoniczny.
Przez większość trasy stosowałem 2/3 zalecanej dawki mieszanki doustnych soli nawadniających na 1 l wody. W toku eksperymentów z wypitymi ponad 4,5 l płynów (czyli dziewięcioma bidonami), taki roztwór smakował mi najlepiej. Posiłki stałe popijałem czystą wodą. Różnica masy mojego ciała przed i po wycieczce wyniosła ok. 0,3 kg, a więc raczej się nie odwodniłem, tym bardziej że przez cały dzień nie odczuwałem pragnienia, które na odwodnienie mogłoby wskazywać.
Wrażenia z wycieczki na Pustynię Błędowską
Nie spodziewałem się, że Pustynia Błędowska wywrze na mnie aż takie wrażenie. Niby pustynia ma tylko 33 km2, ale z punktu widokowego Chechło-Dąbrówka spektakularna panorama piasków rozciąga się niemal po horyzont. Ponadto od czasu do czasu od strony pustyni twarz muska ognisty podmuch wiatru, który wyjątkowo potęguje wrażenie.
Jechało się przesympatycznie, zwłaszcza zacienionymi szutrówkami, zarośniętą drogą pełną paproci po pachy i starą asfaltobetonową drogą, pokrytą wiatrołomami i szyszkami, na których koła tańczyły, jak chciały. Przyszły burze i szlag wszystko trafił. Uciekliśmy do Sosnowca na pociąg.
W tym miejscu chciałbym pochwalić Koleje Śląskie za ich nowoczesne, przestronne, komfortowe i przede wszystkim czyste składy ze stabilnymi miejscami do postawienia/zawieszenia rowerów oraz fantastycznych konduktorów, którzy są niezwykle uprzejmi i chętnie wszystko wyjaśniają. Po prostu rewelacja! 🙂
Jest i wpis z Pustyni 😀 Oby więcej takich tripów! 😉
Oby 🙂 Choć ostatnio pogoda nie rozpieszcza, a w deszczu jeździć nie przepadam.