Nastał rok 2017, więc warto zrobić niewielkie podsumowanie poprzedniego. 2016 rok zakończyliśmy z moją lubą na rowerach, pijąc “szampana” bezalkoholowego na wiadukcie nad autostradą, skąd rozpościerał się fenomenalny widok na widnokrąg upstrzony światłami wybuchających z hukiem ogni sztucznych.
Oprócz tego “piździło i duło jak w…” nie powiem w którym regionie, ponieważ mam do niego wyrafinowany sentyment. W bidonie pływała bryła lodu, ustnik zamarzł, ale termos trzymał się dzielnie i poratował nasze zziębnięte ciała gorącym łykiem herbatki śliwkowej.
Na drodze nie spotkaliśmy żadnych rowerzystów, za to bardzo miłym akcentem byli panowie, którzy pomylili nas ze Strażą Miejską. To pewnie przez odblaskowe, fluoryzujące pasoszelki, w których jeździmy. Zupełnie rozczulił nas mężczyzna, który z balkonu na nasz widok krzyknął: “No bez przesaaady!”. Zupełnie nie wiem, co jest dziwnego w dwójce trzeźwych rowerzystów wracających do domu o godzinie pierwszej w Nowy Rok ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Miniony rok był pod względem “rowerowania” bardzo udany. Wyrobiłem 300% normy, przejeżdżając 3077,92 km w nieco ponad 165 godzin. Jazda rekreacyjna, przeplatana kilkunastoma dłuższymi wycieczkami. Co z tego roku wyniosłem?
- Nie oszczędzamy na lampkach rowerowych, jeśli chcemy jeździć późno po zmroku. Latarki typu “zoom” ze stosownymi uchwytami do kierownicy zupełnie się nie sprawdziły i przełomem okazała się lampka LED w kształcie małej sówki na 2 x CREE XM‑L U2, przy której nareszcie wszystko widzę na polnych drogach. Daje soczyste, trupioblade światło. Niedługo zainstaluję w niej kolimator, który doświetli nieco brzegi szosy.
- W przypadku mojego roweru i jego eksploatacji wymiana łańcucha przy zużyciu powyżej 0,7% mija się z celem. Pomimo regularnego szejkowania łańcucha, czyszczenia koronek kasety i blatów korby oraz smarowania napędu, niedrogie łańcuchy zużywały się zazwyczaj po ok. 500 km, a po 4 wymianie nowy łańcuch zaczął przeskakiwać na kilku najmniejszych koronkach kasety. Tylko jeden łańcuch wytrzymał ok. 1000 km. W tym roku postanawiam mieć “wywalone” na napęd, aż nie “zajadę” go całkowicie.
- Metalowy termos i bidon to obowiązkowy zestaw rowerzysty na zimę, zwłaszcza w trakcie dłuższych wycieczek. Pić się w czasie jazdy za bardzo nie chce, za to gorąca herbata smakuje podczas przejażdżki niczym płynna ambrozja.
- Jeśli przepocimy rękawiczki “to już jest koniec i nie ma już nic”. Nawet dość dobre rękawiczki z softshellu z wyściółką z dzianiny polarowej nie dadzą rady. Niezłym sposobem na tymczasowe zażegnanie problemu przemarzniętych, skostniałych palców jest króciutki postój i szybkie krążenia całymi kończynami górnymi.
- Jeżdżąc w błocie pośniegowym należy przygotować sobie zawczasu dodatkowy komplet klocków hamulcowych (mowa o V‑brake’ach). Znikają w oczach! Warto też często odtłuszczać boczne powierzchnie obręczy kół, ponieważ wszelkie płyny eksploatacyjne, znajdujące się na powierzchni drogi, lądują na obręczach, wydatnie utrudniając hamowanie.
I to tyle luźnych przemyśleń na razie. A Ty lubisz jeździć zimą?
“Zupełnie nie wiem, co jest dziwnego w dwójce trzeźwych rowerzystów wracających do domu o godzinie pierwszej w Nowy Rok ( ͡° ͜ʖ ͡°)”
Wszystko 🙂 Cytując klasyka “tu jest Polska, tu się pije” 😀
“Tylko jeden łańcuch wytrzymał ok. 1000 km. W tym roku postanawiam mieć “wywalone” na napęd, aż nie “zajadę” go całkowicie.”
Wippermann Connex 800 — 2700 km, 0.75% wyciągnięcia, a “nogę” mam ciężką. Z racji, że przechodzę na kasetę to zestaw wolnobieg-łańcuch wmontuje do taty roweru — tam jeszcze posłuży przez lata 😉 A co do wywalenia — zależy. Wolę częściej wydać mniej niż jednorazowo wywalić kupę kasy i wymieniać cały napęd. Z tym, że rocznie robię ok 30 wycieczek, a liczba kilometrów przewyższa te zrobione po mieście. Ale na miasto też bym się nie “bawił” w te 0.75%. To jest właśnie największy dylemat, jeżeli rower jest dojazdowo-turystyczny. Ale mówię, w takich przypadkach, jak kto lubi 🙂