Tysiak — 1000 km rowerem

Nie minę­ło 40 dni od ostat­nie­go wpi­su i mam już wyjeż­dżo­ne ponad 1000 km rowe­rem, do cze­go doszło w minio­ny pią­tek. Tar­get na ten rok osią­gnię­ty, a więc rower mogę odsta­wić do piw­ni­cy i niech pokry­wa się kurzem.

Nic z tych rze­czy! Śmi­ga­nie na jed­no­śla­dzie okrut­nie mnie wcią­gnę­ło. Śred­ni dzien­ny dystans w ostat­nim okre­sie wzrósł do ok. 13 km, co ozna­cza, że trzy­ma­jąc się zało­żeń z poprzed­nie­go wpi­su, zro­bię jesz­cze ze 2000 km. Nie­źle! Nie przy­po­mi­nam sobie, abym kie­dy­kol­wiek zro­bił rocz­nie wię­cej niż jakieś 2000 km, a tu zapo­wia­da się ponad 3000. Raj­cu­je mnie to!

Trofeum

Krót­kie prze­jażdż­ki uroz­ma­ica­my sobie (bo towa­rzy­szy mi czę­sto moja ślicz­na żona) coraz dłuż­szy­mi wyciecz­ka­mi. Naj­dłuż­sza tra­sa mia­ła dotych­czas 78,56 km. Coraz bli­żej magicz­nej set­ki. W związ­ku z powyż­szym naszła mnie garść przemyśleń.

Myśl pierw­sza: bez sen­su jest jeź­dzić na wolnobiegu/kasecie o zbyt dużej roz­pię­to­ści zęba­tek w tere­nie pra­wie pła­skim lub lek­ko pagór­ko­wa­tym. Naj­zwy­czaj­niej w świe­cie, nie za bar­dzo będzie oka­zja do wyko­rzy­sta­nia mięk­kich przełożeń.

Naj­mięk­szym prze­ło­że­niem, jakie­go ostat­nio uży­łem, było 1–2, czy­li 22 ząb­ki z przo­du i 24 ząb­ki z tyłu, a moje wła­sne ząb­ki są mi wdzięcz­ne, że pod­czas wczła­py­wa­nia się rowe­rem na dość stro­my wał wokół jezio­ra, gdy zali­czy­łem spek­ta­ku­lar­ną gle­bę, upa­dłem bar­dzo for­tun­nie. Przy­czy­ną było uśli­zgi­wa­nie się tyl­ne­go koła i moja wysu­bli­mo­wa­na tech­ni­ka jaz­dy po zbo­czach, a nie brak pary w girach. W tym momen­cie doj­rza­łem do decy­zji o zmia­nie gór­skie­go wol­no­bie­gu na kase­tę szosową.

Myśl dru­ga: wszyst­ko się kie­dyś koń­czy, obrę­cze i wkład supor­tu też, że o łań­cu­chu nie wspomnę.

Nie­ste­ty, po kil­ku­na­stu latach wypa­da­ło­by wymie­nić obrę­cze kół, ponie­waż dość moc­no się już wyeks­plo­ato­wa­ły. Od nowo­ści nie posia­da­ją row­ka kon­tro­l­ne­go – wyobraź­cie sobie, że kie­dyś nie sto­so­wa­no tego prak­tycz­ne­go paten­tu! Przed­nia obręcz jest jesz­cze w sta­nie nie naj­gor­szym, ale tyl­na – w ago­nal­nym. Już raz widzia­łem, co się może stać z prze­tar­tą obrę­czą, gdy wpom­pu­je­my ca 4 bary do balo­nia­stej opo­ny i cie­szę się, że sta­łem kil­ka metrów od tam­te­go roweru.

Wkład supor­tu rado­śnie sobie chru­pie, co doda­je uro­ku codzien­nym eska­pa­dom i ma taki luz, jakie­go bra­ko­wa­ło mi przez całe życie. A tak już zupeł­nie poważ­nie pod­cho­dząc do tema­tu, zde­cy­do­wa­łem się wymie­nić całe koła na nowy, nie­dro­gi kom­plet i przy oka­zji przejść z 7‑rzędowego wol­no­bie­gu na 8‑rzędową kase­tę. Uprze­dza­jąc suge­stie: nie, nie chcę kase­ty 9‑, 10- ani 11-rzę­do­wej. Eks­plo­ata­cja tako­wych wią­że się dla mnie z gor­szą dostęp­no­ścią czę­ści zamien­nych w atrak­cyj­nych cenach przy jed­no­cze­snej wąt­pli­wej korzy­ści wyni­ka­ją­cej (na moim pozio­mie zaawan­so­wa­nia) z dodat­ko­wych prze­ło­żeń i moż­li­wo­ści sto­so­wa­nia więk­szych prze­ko­sów łań­cu­cha. W odróż­nie­niu od licz­by nabi­tych km „ilość prze­rzu­tek w rowe­rze” w ogó­le mnie nie kręci.

Swo­ją dro­gą moja kocha­na żon­ka w bie­żą­cym sezo­nie po nie­speł­na 1200 km zajeź­dzi­ła kase­tę wyko­na­ną z tek­tu­ry, a kon­kret­nie dwie naj­czę­ściej uży­wa­ne koron­ki. Jak żyć?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

* Przeczytaj poniższą treść i wyraź zgodę, aby dodać komentarz.

*

Rozumiem i zgadzam się